Jesteś stosunkowo młodym fotografem, dlatego chciałbym Cię zapytać na początku o to, kiedy na poważnie zainteresowałeś się fotografią?
Fotografią zainteresowałem się dość późno, bo dopiero na 3. roku studiów na kierunku Inżynieria Środowiska. To był impuls wywołany pojawieniem się na rynku tanich lustrzanek cyfrowych. Kupiłem jeden z pierwszych takich modeli. To był pierwszy aparat, jaki kiedykolwiek trzymałem w dłoniach. W mojej rodzinie nie było żadnej tradycji fotograficznej, nawet na wakacjach nie robiło się zdjęć.
Z czasem zacząłem brać udział w konkursach fotograficznych, których kiedyś było bardzo dużo. W jednym z nich udało mi się coś wygrać, dzięki czemu mogłem sobie kupić lepszy obiektyw. Po kolejnej nagrodzie kupiłem sobie pierwszy poważny aparat Nikon D700. Po pewnym czasie liczyła się dla mnie już tylko fotografia, która całkowicie mnie pochłonęła. Studia zeszły na drugi plan.
Pamiętasz jakiego typu zdjęcia robiłeś w tym okresie?
Na początku wychodziłem z aparatem na spacery i fotografowałem wszystko. Ta sytuacja z czasem diametralnie się zmieniła. W tym momencie na co dzień praktycznie nie używam aparatu. Lubię czuć głód fotografowania. Kiedy nadchodzi dzień zdjęć i biorę aparat do ręki jestem bardzo podekscytowany. Nawet na wakacjach nie fotografuję za dużo. Mam wprawdzie małego analoga Olympus AF1, ale bardzo rzadko z niego korzystam.
Czy był jakiś gatunek fotograficzny, który szczególnie przypadł Ci do gustu w tamtym czasie?
Jak każdy początkujący fotograf przechodziłem przez przeróżne okresy fascynacji, od fotografii ulicznej, poprzez makrofotografię na krajobrazowej skończywszy. W pewnym momencie stwierdziłem, że najlepiej czuję się w fotografowaniu ludzi, a od człowieka było bardzo blisko do mody. Dopiero w fotografii modowej znalazłem swoje miejsce, mimo iż nie znałem się wtedy na modzie.
Wobec tego rzuciłeś studia?
Zakończyłem studia na stopniu Inżyniera i postawiłem wszystko na jedną kartę. Pracowałem wtedy u wujka na stolarni, wszystkie zaoszczędzone pieniądze inwestowałem w rozwój swojego warsztatu w studio fotograficznym. Zresztą bardzo długo nie wychodziłem ze studia w plener. To było jedyne miejsce, które mnie interesowało. Do dzisiaj mam stosunkowo mało sesji plenerowych na swoim koncie.
Studio było miejscem, w którym szlifowałeś swoje umiejętności?
Tak. Na początku chciałem zostać asystentem w studio, ale mnie nie przyjęli. Dzisiaj bardzo się z tego cieszę, bo myślę, że zasiedziałbym się tam jak wielu asystentów. Jest mnóstwo uzdolnionych asystentów, którzy do tej pory nigdy ze studia nie wyszli.
Do tego samego studia, do którego mnie nie przyjęli przychodziłem na testy. Robiłem okropne zdjęcia, ale uczyłem się tego świata - głównie od asystentów. Szanuje ich wiedzę, staram się mieć z nimi kontakt partnerski. Żaden podręcznik, żadna szkoła nie dają takiej wiedzy, jaką dysponuje doświadczony asystent.
Uczyłeś się od asystentów, ale sam nigdy nie przeszedłeś przez ten etap. Jak zatem udawało Ci się wbijać do studia?
Na początku umawiałem się z ludźmi za pośrednictwem social mediów. W pewnym momencie pojawiła się Makata, czyli moja agencja.
Możesz powiedzieć jak do niej trafiłeś?
To był trochę przypadek. Moja dziewczyna namawiała mnie do tego, żebym pokazał swoje portfolio w jednej z dużych agencji. Już wtedy, czyli 4 lata temu, Makata była jedną z wiodących agencji na rynku. Wysłałem tam swoje portfolio, i przyznam, że jednak mocno się zdziwiłem, kiedy zaprosili mnie na spotkanie. Wspominam je z rozbawieniem, bo przypominało przesłuchanie. Z perspektywy czasu uważam, że pokazałem im okropne portfolio. Do dzisiaj śmieję się z tego, jak mogli się nimi zainteresować.
Przyszedłeś z tym strasznym portfolio, a oni Cię po prostu przyjęli...
Myślę, że byłem dość odważny, bo od razu powiedziałem co chcę robić. Ludzie z Makaty patrzyli na mnie z niedowierzaniem, widząc moje portfolio i słysząc to co mówię. Ktoś stwierdził jednak stwierdził, że można spróbować. To umożliwiło mi swobodne korzystanie ze studia. nie płacąc za nie. W związku z tym godzinami tam siedziałem, ćwicząc ustawianie światła itp., aż w końcu zaczęły przychodzić pierwsze zlecenia.
Oczywiście na początku nie wszystko wychodziło tam jak bym tego chciał, ale z fotografią jest jak z trenowaniem jakiegoś sportu – trzeba ćwiczyć. Są ludzie, którzy rodzą się z tym i mają talent, ale ja nie byłem taką osobą. W moich pierwszych zdjęciach nie było niczego, co by mogło świadczyć o tym, że będę z tego żył. Jednak z racji tego, że 11 lat profesjonalnie uprawiałem sport, skok o tyczce, wiedziałem, że trenując można pewne rzeczy wyćwiczyć.
W fotografii mody bardzo ciężko jest powiedzieć dlaczego jakiś fotograf jest na topie, ten styl trzeba po prostu sprzedać.
Czy coś z tych planów, o których opowiedziałeś ludziom z Makaty udało Ci się zrealizować?
Tak, udało mi się zrealizować najważniejszy cel, czyli to, żeby żyć ze zdjęć. Do tego chyba dąży każdy fotograf, szczególnie na tym trudnym rynku, jakim bez wątpienia jest polski rynek.
Jak oceniasz sytuację polskiej fotografii modowej?
Jeżeli chodzi o branżę modową w Polsce mamy mnóstwo zdolnych fotografów i mówię to z perspektywy osoby, która obserwuje inne rynki. W naszym kraju nie ma jednak showroomów z dobrymi ubraniami. Dlatego moda w naszym kraju funkcjonuje moim zdaniem bardzo słabo. Nie ma gazet, dla których można robić dobre sesje. Nie ma marek, które inwestują w kampanie.
Nadal panuje podział na modę i reklamę?
Tak, bo bardzo rzadko to się łączy. Sesje modowe dają mi rozpoznawalność. Wielu topowych fotografów stworzyło swój styl na bazie swoich autorskich, modowych zdjęć, dzięki czemu gładko przeszli do reklamy.
Nie jest tak, że próbujesz przemycać swój styl w reklamach?
Staram się, aczkolwiek dopiero w tym roku zaczęli przychodzić do mnie klienci, którzy znają moje prace i chcą mieć podobną estetykę w swojej kampanii. Tego wcześniej nie było, bo mój styl nie wybijał się specjalnie...
No właśnie, zauważyłem, że pracujesz w różnych estetykach. Czy to dlatego, że chcesz być wszechstronny, czy też cały czas szukasz swojego stylu?
W tej kwestii kluczowe jest dla mnie ostatnie pół roku. Sięgnąłem po obiektyw 35mm, który do tej pory uważałem, jako fotograf studyjny, za niepotrzebny.
Wspominasz drugi raz o holenderskiej fotografce. Kto jeszcze cię inspiruje?
Alessio Bolzoni – młody, włoski fotograf, Brytyjczyk Charlie Engman. To jest estetyka stworzona w części przez Tumblera, którego jestem dzieckiem. Mam wrażenie, że rozwijam się fotograficznie razem z Tumblerem. Kiedyś mój kolega powiedział, że ten kto zrozumie Tumblera i będzie wiedział co jest w głowach tych dzieciaków osiągnie spektakularny sukces. I trochę tak jest. Dzisiaj internet warunkuje to, czy zdjęcie jest dobre czy nie. Już nie jest tak, że robi się zdjęcia do gazety i nie można ich skomentować. Jeżeli zdjęcia są dobre to same się obronią. To jest coś, czego nie było jeszcze 10 lat temu.
Czyli na równi ze znanymi nazwiskami inspirujesz się anonimowymi zdjęciami z Tumblera?
Tak, ale nie tylko. Ostatnio najwięcej inspiracji płynie do mnie ze zdjęć moich znajomych na Instagramie. Jestem dzieckiem social mediów. W pokoleniu ludzi, którzy wybili się na internecie widać, że mamy bardzo odważną estetykę, która trochę przeraża gazety. Przykładem może być Kasia Bielska, która moim zdaniem jest niezwykle utalentowana.
Śledzisz to co robią inni młodzi polscy fotografowie? Kogo podziwiasz? Komu zazdrościsz?
Podchodzę do tego jak do sportu, zazdrości w tym nie ma, bo kibicuję większości moich znajomych. Jest kilku fotografów, których prace sobie cenię. To Mateusz Stankiewicz, Robert Wolański, Jacek Poremba, Zuza Krajewska czy Bartek Wieczorek.
Ale to raczej stara gwardia.
Masz rację, ale ta stara gwardia nadal siedzi w gazetach i mają do tego prawo, bo nadal robią dobre rzeczy. Niesamowite jest to, że to jest pierwsza liga, która jest ciągle młoda. Ci ludzie mają w sobie cały czas świeżość, chociaż dla nas są dinozaurami fotografii. Z młodszego pokolenia wymieniłbym wspomnianą już Kasię Bielską i Sonię Szóstak.
Mam wrażenie, że większość Twoich prac powstaje w studio. Lepiej tam się czujesz, niż w plenerze?
Rozwijałem się w studio i długi czas myślałem, że im bardziej skomplikowane światło tym zdjęcie jest lepsze. Zmieniło się to dopiero przy okazji kampanii dla Kas Kryst. Odważyłem się pojechać w ciemno w plener. Moja pierwsza poważna sesja plenerowa pokazała mi, że ten plener jest nawet ciekawszy. Dzieją się tam rzeczy, które nigdy nie wydarzą się w studio.
Jakie cechy według Ciebie powinna mieć osoba, która chciałaby żyć z fotografii?
Coś czego mi na początku brakowało to pewność siebie. To jest branża, w której musisz się sprzedać. Jesteś produktem, który klient kupi albo nie. Jeżeli nie jesteś pewny tego co robisz, to nie masz szans zaistnieć. Jest wielu zdolnych fotografów, którzy nie potrafią się przebić, bo nie są pewni swoich prac, mimo że robią genialne zdjęcia.
Dodatkowo, jeżeli chce się robić zdjęcia reklamowe, to bez dużej agencji i zaplecza, które daje – nie ma na to szans. Żaden klient nie przyjdzie do młodego chłopaka i nie pozwoli mu samemu zrobić kampanii na kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo musiałby być wariatem.
Agencją to kluczowa rzecz? Co Tobie daje współpraca z Makatą?
Z mojej perspektywy - przede wszystkim wygodę. Z punktu widzenia biznesowego agencja jest pośrednikiem między mną a klientem. Jeżeli agencja daje klientowi poczucie bezpieczeństwa to klient zaryzykuje biorąc fotografa, do którego nie jest przekonany.
Czy oprócz komercji chciałbyś realizować się w fotografii artystycznej? Pracujesz nad autorskimi projektami?
Nigdy nie myślałem o sobie jako o artyście, nie mam swoich własnych projektów. Zawsze powtarzam, że jak zacznę tak o sobie myśleć to czas przestać fotografować. Jestem rzemieślnikiem, który interesuje się modą. Staram się to robić tak, żeby się tego potem nie wstydzić. Nie mam w sobie nic z artysty, jestem prostym chłopakiem z blokowiska. Nigdy zresztą do tego nie aspirowałem i to nie jest żadna kokieteria, bo nie jestem skromny. Nie ma co się oszukiwać - robię zdjęcia, to nie jest nic niezwykłego.
Może kiedyś to się zmieni i będę chciał robić projekty autorskie, ale w tej chwili, nawet jeśli mam jakieś pomysły w głowie, to fizycznie mnie na to nie stać, żeby wyłączać się na dwa tygodnie z codziennej pracy.
Jakiego sprzętu używasz?
Jestem fanem Nikona D810. Ostatnio używam go z obiektywami Sigma Art, głównie 35mm. Jak muszę – średni format, którego fanem nie jestem.
Dziękuję za rozmowę.